czyli Mateusz i Gabrysia już nie tylko w Lizbonie...

Bohater drugiego planu - pustynia

fot. K. Gutowska

STOP!

...no przecież jest napisane

Fabianna

dociera wszędzie

Nasza karawana

a na przedzie wielbłąd Józek
fot. Pan Berber

Pyszne jedzonko

i nawet stoperan się nie przydał

Bujam w obłokach

Mateusz

po berberyjsku

Gabrysia

po polsku

21 listopada 2012

Surfin'

W ramach przerwy w pisaniu elaboratów po angielsku postanowiłem popisać coś po polsku. Wreszcie mogę napisać coś o surfingu, ponieważ odbyłem już trzy lekcje i powoli zaczynam "czuć falę".

Ale zacznijmy może od lekcji pierwszej. Po nieprzespanej nocy (ze względu na projekt) zebrałem ekipę i pojechaliśmy do Academia Lusófona Surf znajdującej się na Praia do Rainha. Jechaliśmy z przekonaniem, że pierwsza lekcja będzie bardziej teoretyczna i najwyżej będziemy ćwiczyć jakieś ruchy na plaży a o wejściu do wody nie będzie mowy. Myliliśmy się i to znacznie. Po przyjeździe pierwsze co, to kazano nam ubrać pianki i wziąć deskę pod pachę. Później krótka rozgrzewka na plaży, pokaz jak należy się ułożyć na desce i już byliśmy w wodzie. Pierwsze zadanie polegało na surfowaniu na brzuchu, czyli łapaniu fali w pozycji leżącej. Po niecałej godzinie ćwiczenia przyszła pora na kolejny i właściwie ostatni etap teoretyczny. Ledwo co wyszliśmy z wody, ekipa trenerska szybko zaprezentowała nam jak należy stanąć na desce i już byliśmy z powrotem w oceanie. Nie jest to bardzo skomplikowane i już podczas pierwszej lekcji niektórym z nas udało się raz stanąć na desce. Właściwie surfing opiera się na dwóch sentencjach, które trenerzy ciągle powtarzają: "choose your wave" i "feel the wave", czyli "wybierz swoją falę" i "poczuj falę".
Czy surfing jest niebezpieczny? Jeżeli chodzi o utopienie się to raczej jest to mało prawdopodobne, ponieważ jesteśmy przypięci kablem do deski która ma dość sporą wyporność, a poza tym surfuje się raczej na płytkiej wodzie. Większym problemem są same fale, które potrafią sponiewierać. Gabrysia wybiła sobie palca, ja dostałem deską w głowę, a Kasia wygięła sobie kręgosłup. A czy nie jest zimno? Też się tego obawialiśmy, ale okazuje się, że pianki są bardzo ciepłe, a podczas walki z falami człowiek może się nieźle zgrzać.
Podczas lekcji drugiej nie nauczyliśmy się już nic nowego, bo w zasadzie nie ma czego, tylko ćwiczyliśmy. Podczas trzeciej lekcji ocean był dość wzburzony i można było się poczuć jak w pralce. Jednakże mimo to wyczuwanie fal szło nam coraz lepiej. Udało mi się nawet jechać na fali kilka razy z rzędu.
A jakie są minusy surfingu? Takie, że słona woda poważnie uszkadza moje dready, i że w Polsce nie da się go uprawiać.
Chciałoby się mieć czas, żeby częściej się wybrać na plażę i posurfować cały dzień, ehhh....
Z profesjonalną deską.

By Unknown with 1 comment

14 listopada 2012

Sobota z Sobotą

Pierwotnie tego posta miał napisać Mateusz, bo to w końcu on spędza soboty z Sobotą, ale przypadła kolej na mnie.

Żyjemy. Co więcej, mamy się bardzo dobrze. Tylko czas jakoś tak szybko płynie. Można powiedzieć, że rutyna wkrada się w życie. Dni stają się podobne, rytm każdego wyznaczają zajęcia na uczelni, obiady, wieczorne posiedzenia. Nie znaczy to jednak, że się nudzimy. Po prostu do wielu rzeczy się już przyzwyczailiśmy. Do lokalnego jedzenia, tutejszych cen, dziwnych zachować tubylców, brzemienia języka. Widocznie po około 2 miesiącach nowe miasto przestaje być obce. Mamy już ulubione sklepy, ulubione produkty, ulubione miejsca. Za około 2 tygodnie planujemy większe wyprawy, a wtedy będzie się działo.

Co do sobót. W tej chwili spędzamy je różnie. Raczej nie ma za wiele czasu na odpoczynek, bo to jedyny dzień, kiedy można nadrobić wszystkie "zadania domowe". Mateusz od dwóch tygodni chodzi na lekcje surfingu. Ja byłam na pierwszej lekcji, było fantastycznie, ale jestem zbyt dużym tchórzem jeżeli chodzi o walkę z oceanicznymi falami, więc ten raz w życiu mi raczej wystarczy. Dodatkowo oczywiście nie obyło się bez kontuzji i wybiłam dużego palca u stopy. Co do samego surfowania, na pewno powstanie osobny post o tym, ale pewnie Mateusz czeka na moment, w którym będzie mu można zrobić zdjęcie "na fali".

A jak inaczej spędzamy soboty? Zdarza nam się, a raczej zdarzało biegać. Jak się okazuje, w Lizbonie można znaleźć bardzo interesujące miejsca do joggingu i innych ćwiczeń fizycznych i to w zasadzie rzut beretem od naszych mieszkań. Tak więc o ile nie leje, lub o ile nam się chce, staramy się robić coś nie tylko dla ducha, ale tez dla ciała.

By Million Wires w Lizbonie

By Gabriela Sobota with No comments

13 listopada 2012

Ręce pełne robota.

Dawno już nie pojawił się żaden post, a to za sprawą uczelni. Jak się okazuje, Erasmus to wcale nie bajka i wieczna balanga, albo to po prostu ja zawsze się właduję w jakieś ambitne bagno. Zajęć nie ma dużo, ale za to same projekty, raporty, kolokwia, prezentacje. Rzeczy te są dość proste, ale czasochłonne, dlatego oszczędzałem czas zaniedbując bloga. Podejście jest tu znacznie bardziej praktyczne, choć zajęć laboratoryjnych raczej nie ma, bo w zasadzie po co, jak i tak wszystko się robi w domu. Teorii jest mało. W ramach przykładu: portugalskich studentów przerażają symbole matematyczne, a niektórzy nawet pytają co oznaczają kwantyfikatory. Z drugiej strony mają problem z tym, że ich raporty są za długie, ja wręcz przeciwnie, ledwo udaje mi się osiągnąć minimalną długość.
Co do planu zajęć to mam tylko jedne wyjątkowe zajęcia zaczynające się o 10. Zazwyczaj najwcześniejsze zaczynają się o 13:00, a najpóźniejsze kończą się o 20:00. A oto lista moich przedmiotów:
  • Tolerância a Faltas Distribuída - Distributed Fault Tolerance, czyli jak pozbyć się błędów  w systemach rozproszonych. Mimo iż przedmiot ten rozpocząłem jako ostatni, to idzie mi najlepiej. Zaliczyłem już dwa kolokwia (tutaj zwane quizami), a projekt który realizuję wraz z panem Ricardo (tak, tutaj studentami bywają ludzie po trzydziestce) jakoś posuwa się do przodu.
  • Tecnologias de Middleware - Middleware Technologies, czyli technologie oprogramowania pośredniczącego. Bardzo ciekawie prowadzone zajęcia, niestety z każdego tematu trzeba napisać raport na co najmniej 8000 znaków, co jest dla mnie nie lada wyczynem. Oprócz tego prowadziłem na tym przedmiocie jedną prezentację, która mimo że była niemal kompletnie improwizowana, wypadła nieźle.
  • Computação Móvel - Mobile Computing, czyli o urządzeniach mobilnych, a właściwie smartphonach i tabletach. W ramach przedmiotu tworzę wraz z rosjaninem Nikolajem aplikację na androida. Poza tym też miałem okazję prowadzić prezentację.
  • Gestão de Projecto - Project Management, czyli mała odskocznia od informatyki. Mimo mojej niechęci do nauk pozatechnicznych, przedmiot jest bardzo przyjemnie prowadzony, a wiedza na temat zarządzania projektami może mi się przydać.
  • Tecnologia de Bases de Dados - Database Technologies, czyli mój główny problem. Teoretycznie do czynienia z bazami danych już miałem, ale od całkiem innej strony. Co więcej jest to jedyny przedmiot prowadzony po portugalsku, dlatego nie chodzę na wykłady. No i od ponad miesiąca nie mogę znaleźć grupy projektowej. Nie wiem co będzie.
  • Português - portugalski, czyli lekkie nudy. Nie żeby język był nudny, ale nauczycielka jest mało żwawa. No ale mimo to rozwijam moje zdolności lingwistyczne.
.. ale za to moje CV rośnie w nieprawdopodobnym tempie.
Gabrysia też nie narzeka na nadmiar wolnego czasu. No ale nie samą uczelnią człowiek żyje. Mało sypiam, ale jakoś znajduję czas na wspinaczkę, pokościelne spotkania w irlandzkim pubie, surfing, spotkania z ambasadorem, próby gotowania dorsza po portugalsku oraz planowanie wycieczki do Maroko.

"Nigdy nie miałem palm przed uczelnią" - chyba Norbert to powiedział

By Unknown with 4 comments