czyli Mateusz i Gabrysia już nie tylko w Lizbonie...

Bohater drugiego planu - pustynia

fot. K. Gutowska

STOP!

...no przecież jest napisane

Fabianna

dociera wszędzie

Nasza karawana

a na przedzie wielbłąd Józek
fot. Pan Berber

Pyszne jedzonko

i nawet stoperan się nie przydał

Bujam w obłokach

Mateusz

po berberyjsku

Gabrysia

po polsku

25 grudnia 2012

Feliz Natal!

...czyli Wesołych Świąt! Od razu uprzedzam, że to nie koniec serii opowieści z Afryki, bo jest ich jeszcze dużo, ale niestety przedświąteczny natłok obowiązków jakoś nas powstrzymywał. Ten post to tylko mały przerywnik na złożenie życzeń oraz opis Świąt w Portugalii.
Zacznę może od naszego Erasmusowego Pre-Christmas Dinner, który miał miejsce tydzień temu. Spotkaliśmy się w 12-osobowej grupie składającej się w połowie z Polaków, w 1/3 z Włochów, w 1/12 z Brazylijczyków  i 1/12 z Portugalczyków (w sensie, że tylko jeden Brazylijczyk i jeden Portugalczyk). Jak zwykle w naszym gronie każdy chciał zaprezentować własne narodowe potrawy. W związku z tym był polski barszcz, włoskie risotto szafranowe i antipasti (przystawki). Na deser: brazylijskie brigadeiros, włoski placek (w Bielsku-Białej nazwano by to ciastem), portugalskie wino i jabłkowe crumble z lodami zrobione przez Polaków. Crumble wprawdzie nie do końca jest polskie (choć smakuje jak szarlotka), ale za to była degustacja polskiego bimbru. Po tych pysznościach przyszedł czas na prezenty. Umówiliśmy się wcześniej, że każdy kupuje jakiś drobiazg, im bardziej kiczowaty, tym lepiej. Jonatan wcielił się w Mikołaja i losował prezenty. Wśród nich znalazły się między innymi: tarcza z lotkami, podkładka pod myszkę przedstawiająca banknot stu dolarowy oraz "mini nohohon zoku" (chińska zabawka, która pod wpływem promieni słonecznych macha głową - genialne).
Erasmus Pre-Christmas Dinner

By Unknown with No comments

18 grudnia 2012

Samochodem przez Maroko

Bilans podróży:

pojazd: Skoda Fabia TDI, rok produkcji -2006
ilość osób w samochodzie: 5
ilość mandatów: 1 (za prędkość)
ilość kilometrów - 3696
średnie spalanie - 5.1 litra/100km
średnia prędkość - 64 km/h
czas jazdy - 57h 47min
ilość dni: 10
ilość miast: 7

Jechać do Maroka samochodem? Tak, to była jedna z lepszych decyzji. Paliwo 2 razy tańsze, główne drogi w większości bardzo dobre, autostrady tanie, a na nich wszystko to, czego nie można zobaczyć w Europie: przebiegające stada owiec, zawracające ciężarówki, ludzie, samochody z bagażem o wysokości 3m na dachu.  Do tego 100-procentowa integracja przy 5 osobach w aucie. Każdy wiedział jak siąść, żeby nie zgnieść drugiego i jak ustawić torby pod nogami, żeby jakoś dało się jechać. Na przedzie nieustraszony kierowca - Mateusz, który ani raz nie chciał się z nikim zmienić oraz Michał - żywy GPS i samochodowy DJ w jednej osobie. W czasie tylu godzin jazdy: śpiewanie piosenek, gry, konkurs na najlepsze zdjęcie osiołka przez szybę samochodu, a także zdjęcie, na którym jednocześnie będzie osiołek, kura i buka (kobieta w burce). No i oczywiście mandat - nie zauważyliśmy policjantów, bo byli na motorach, poza tym zajęci byliśmy obserwowaniem auta przed nami z ilością pasażerów 3 + 4 (ale za to mandatów się nie dostaje). Do tego szybka nauka jazdy na rondach (trzeba zaznaczyć, że w Maroku każde skrzyżowanie jest rondem, nawet jeżeli na środku narysowana jest tylko kropka), które rządziły się różnymi prawami i zdobywanie umiejętności omijania ludzi na rowerach (średnia ilość pasażerów na rowerze: 2), motorowerach, osłach, nogach, a byli oni dosłownie wszędzie.

Drogę zobrazowaliśmy na mapie. Dla przypomnienia: z Lizbony dojechaliśmy do granicy z Hiszpanią a następnie do Algeciras i tam promem (razem z samochodem) przeprawiliśmy się do Afryki. Pierwszy nocleg w Tangerze ( u hosta z couchsurfingu - Hichama), kolejne miasto - Rabat (stolica Maroka), następnie dwie noce w Marakechu ( spaliśmy u Mustafy), kolejna noc już w Riadzie Mamouch - hotelu tuż przy pustyni i jedna noc na pustyni w namiocie Berberów. Kolejnym miastem miał być Fez. Żeby się jednak do niego dostać musieliśmy przejechać przez Atlas Średni. A tam? Śnieeeżyca! (przypominamy, że jesteśmy w Afryce i mamy letnie opony) Tyle śniegu, że zamknęli nam wszystkie drogi, a do najbliższych większych miast było ładne parędziesiąt kilometrów. Nie pozostało nam nic innego, jak nocleg w małej górskiej wiosce u miejscowej rodziny, przeżycia - bezcenne. My po angielsku, Marokańczyk po francusku i arabsku, efekt: rozmowa o bezrobociu, władzy, polityce:). Następnego dnia było już lepiej, ominęliśmy jednak Fez i dotarliśmy do Chefchaouen - niebieskiego miasta. Kolejny dzień to Ceuta, prom do Europy i nocleg w Sewilli, a następnie dom...

Ministerstwo Głupich Kroków - przywracanie krążenia w zdrętwiałych kończynach

By Gabriela Sobota with No comments

15 grudnia 2012

Afriquia

Mimo licznych przygód udało nam się wydostać z Afryki. Podróż ta była niezwykła. Nasz dotychczasowy świat poszerzył się o dodatkowy kontynent. To daje do myślenia. Przez te 10 dni w Maroku działo się więcej niż przez miesiąc w Lizbonie. W związku z tym tymczasowo zmieniamy temat bloga, żeby sukcesywnie dodawać nasze opowieści z Maroka.
Niestety po powrocie czekało na nas zatrzęsienie obowiązków i nie mogliśmy na bieżąco przelewać swoich przeżyć (przypominamy, że w Maroku byliśmy od 24.11 do 3.12) Teraz wracamy do formy i na chwilę obecną zmieniamy design, wrzucamy mapkę z naszej podróży oraz kilka zdjęć na zachętę.


Mapę można przybliżać i wyszukiwać szczegóły naszej podróży najeżdżając na różne pinezki:


Editor for Google Maps
Już na czarnym lądzie

By Unknown with 3 comments