czyli Mateusz i Gabrysia już nie tylko w Lizbonie...

15 września 2012

Początki...



Bloga czas zacząć... Ze względu na natłok atrakcji, emocji i doznań ociągaliśmy się z tym dość długo. No cóż, w końcu jesteśmy w kraju maniany, a więc "spokojnie, mamy czas". I chociaż przed nami 5 miesięcy całkiem innego życia, to nie wyzbyliśmy się jeszcze nawyku szybkiego zwiedzania i łapania wszystkich możliwych okazji. Tak więc w przeciągu zaledwie kilku dni wzięliśmy udział w fashion night, odwiedziliśmy koniec Europy, popluskaliśmy się w oceanie, obejrzeliśmy milongę na tarasie widokowym Lizbony, zjedliśmy kilka miejscowych specjałów, odwiedziliśmy Sintrę i Cascais. A to wszystko w trzydziestoparostopniowym upale, z 4 przewodnikami w ręku i coraz to większym zasobem portugalskich słów. Na szczęście ciężko zwiedzić wszystko w przeciągu chociażby miesiąca, więc perspektywę semestralnego pobytu w Lizbonie  podsumujemy tylko: "o tak! to jest to!" A na przyszłość obiecujemy większą systematyczność w sprawozdaniach i dużą amplitudę wrażeń.
















Fashion Night. Szampan 1000EUR, okulary 2000EUR, wspomnienia - bezcenne.

Co dwa przewodniki to nie jeden/Sintra
Oceaniczne jaskółki.
Koniec świata - Cabo de Roca.
Ocean
Żółty tramwaj/kolejka.
Tam gdzie kończy się ziemia a zaczyna morze.




By Unknown with