czyli Mateusz i Gabrysia już nie tylko w Lizbonie...

24 października 2012

Fado - "Portugalski Blues"


Jakiś czas temu (już w sumie chyba miesiąc) byliśmy w muzeum słynnego Fado, ale postanowiliśmy o tym nie pisać, zanim nie doświadczymy tego na własnych uszach. No i stało się, w niedzielny deszczowy wieczór (klimat idealny) wybraliśmy się do Bairro-Alto na koncert Fado.
Zacznijmy może od teorii, czyli części muzealnej. Z muzeum skorzystaliśmy za darmo, ponieważ odwiedziliśmy je w niedzielę, a w niedzielę muzea w Lizbonie można zwiedzać bez uiszczenia opłaty do godziny 14. Ciekawe co można znaleźć w muzeum poświęconym gatunkowi muzycznemu. Otóż Fado było obecne w historii portugalskich żeglarzy, stąd znajdowały się tutaj przeróżne eksponaty, od sztyletów należących do portowych rabusiów, po obrazy przedstawiające pełne tęsknoty żeglarskie życie. Poza tym mnóstwo starych gazet, płyt winylowych, projekcji filmowych oraz słuchawek z których wydobywają się smętno nudne dźwięki Fado. Ale dlaczego "blues"? Prawdopodobnie właśnie przez te smęty, a właściwie chodzi tu o saudade - słowo bardzo lubiane przez Portugalczyków. Otóż saudade jest to coś czego nie da się przetłumaczyć wprost. Mniej więcej oznacza ono melancholię połączoną z tęsknotą. Generalnie tubylcy lubią mówić, że jest to ich jedna z cech narodowych.



Jednakże mimo obaw przed znudzeniem wybraliśmy się na koncert, aby odhaczyć miejscową atrakcję. No i weszliśmy do ciasnej speluniastej knajpy o nazwie: Tasca do Chico. Na suficie szaliki różnych drużyn piłkarskich od portugalskich po czeskie. Ściany pełne zdjęć fadistów (fadista - artysta fado). Ku naszemu zdziwieniu wykonawcami wcale nie byli dziadki tylko młode chłopaczki. Cała trójka w sumie nie miała 60 lat. Ledwo zdążyliśmy usiąść, a drzwi do knajpy zostały zamknięte, wokalista przyciemnił światło i publiczność zamilkła (coś czego w Polsce nie da się uzyskać). W końcu rozpoczął się koncert. Chłopaczki grali jak stare wygi, a wokalista doprowadzał niektóre Portugalki do płaczu. Nasze nastawienie się zmieniło. Zaczęliśmy podziwiać kunszt młodych muzyków i wczuwać się w saudade. Aby jeszcze bardziej wczuć się w tutejszy klimat zamówiliśmy sobie płonącą kiełbasę, a właściwie chorico na płonącym talerzu i narodowe drinki. Generalnie wieczór bardzo udany.
Jednakże nie polecamy słuchania fado z nagrań, bo jest po prostu nudne i trudno odróżnić jednej piosenki od drugiej. Nawet Portugalczycy mówią, że wszystkie teksty są właściwie o tym samym.



Płonąca kiełbasa.

Jedna z weselszych piosenek. Nawet publiczność włączyła się do zawodzenia.

By Unknown with 2 comments

2 komentarze:

Wlasnie Piotr Zola wyslal mi linka i zaluje, ze od poczatku nie sledzilam Was na biezaco, ale jzu nadrobilam wszystkie posty :) super sprawa, bawcie sie dobrze!

Prześlij komentarz

Skomentuj